Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— rzekł Kalikst — to, co mówiłem raz, muszę powtórzyć dzisiaj.
— Chcesz więc waćpan ściągnąć na siebie najgroźniejsze następstwa?
Wyrazy te były wymówione nadzwyczaj surowo i krzykliwie. Wtém drugi, milczący wojskowy odezwał się słodko, łagodnie i spokojnie, tonem ojcowskim niemal i jakby oliwą posmarowanym.
— Zastanów się pan dobrze... Nikt tu waćpanu źle nie życzy... ale są okoliczności, w których władza zmuszoną jest do surowości. Masz waćpan ojca, rodzinę — jesteś młody.. nie gub się, mów prawdę...
Wyrazy te płynęły jak z kazalnicy, pełne były namaszczenia.
Kalikst poczuł się wzruszony nieco niemi, ale wnet z tego zmiękczenia ochłonął.
Milczano...
Protokulista nogami pod stołem, nie czyniąc hałasu, formalne jakieś ćwiczenia gimnastyczne odbywał, podnosił je, krzyżował, rozszerzał... tańcował... Twarz jego jak maszczka jakaś wykrzywiała się najdziwaczniéj. Skrobał się za uchem, tarł krótko postrzyżoną czuprynę, pokazywał zęby, zdawał się kusić do śmiechu... Wyglądał wśród tego trybunału jak ów szatan tradycyonalny, co w kościele wiernych pragnie przywieść na pokuszenie, aby zaraz grzech zapisać na ich rejestrze.
— Mów pan, my tu nie mamy czasu ani czekać, ani ceremonii robić... Do kogo pan pisałeś tę karteczkę?
— Nie pisałem jéj — rzekł Kalikst spokojnie.
Jenerał wczorajszy zwrócił się do dzisiejszego.
— No — cóż pan chcesz dobrocią poradzić z takimi ichmościami, którym się zdaje, że ze wszystkiego wykłamać się mogą.
Drugi jenerał rzekł słodko...
— Życzę panu mówić prawdę, jest to w jego własnym interesie... Mógłeś się pan jako młody i niedoświadczony dać wciągnąć — możesz być niewinnym, obałamuconym... Wyznanie szczere naprawi wszystko...