Panna Julia zwolna przychodzić zaczęła do siebie, ale to nie był już ten kwiatek świeży, którego nie tknął ostry powiew wiatru, — była to niewiasta na ciężką wystawiona próbę, dźwigająca się do życia. — Gorączkowo śledziła wszystkie ruchy zwiastujące jakąś zmianę, wszystkie symptomata objawiające się w młodzieży, wielce znaczącą trwogę Belwederu — i w nich pokładała zmiany nadzieję.
Coś jéj mówiło, że straszne przesilenie było blizko. — To, co czasem ojciec szepnął, potwierdzało domysły...
Z mocném postanowieniem dochowania wiary Kalikstowi i poświęcenia się dla niego, jak tylko wyzdrowiała, poczęła myśleć nad środkami, któremiby mu przedłużone więzienie mogła osłodzić. Zdawało się jéj i nie myliła się wcale, że kilka słów nakreślonych jéj ręką doda mu otuchy i wleje odwagę a wytrwanie. — Raz tę myśl powziąwszy, nagotowała maleńką karteczkę, na któréj starała się zmieścić jak mogła najwięcéj, szukała tylko środków przesłania jéj jakimkolwiek sposobem do karmelitów.
O. Porfiry zdał się jéj, choć nie właściwym, ale jedynym posłem, którego użyć mogła. Jednego ranka, gdy poczciwy Bernach przywlókł się tu ze swym śmiechem i wesołą twarzą — Julia pocałowała go w rękę i szepnęła, że ma do niego prośbę.
Małuska oddaliła się na chwilę z pokoju, aby kazać coś do jedzenia przyrządzić, Julia zarumieniona zbliżyła się do stryja.
— Ojcze mój — rzekła — chcesz mnie uzdrowić, nie prawdaż... Uczyń, o co będę prosiła. Mój narzeczony siedzi uwięziony u karmelitów — ja muszę mu słów kilka przesłać — ty mi to ułatwisz!
Złożyła ręce.
— W imię Ojca i Syna! a to trzeba zakochanéj dziewczyny, żeby Bernardynowi kazała nosić listy romansowe do kozy... Panno Julio — a téż to — monstrualnéj rzeczy wymagasz odemnie!
A to — doskonałe!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.