Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

długo na ucho, a przekupka, aż się wstrząsłszy i ręce załamawszy, powiedziała jéj tylko — Jak Bóg żywy — będzie wisiał!
Ponieważ Dygasa posądzano od dawna, że i on mógł być w pewnych stósunkach z osobami podejrzanemi, bo do niego chodziły czasem stojące kołnierze — jemu więc nie powiedziano nic...
Matusowa tegoż wieczora zapowiedziała Józkowi, że jeśli go raz jeszcze zobaczy z Agatką, to go w niwecz zmarnuje... bo już i nieszczęśliwą Agatkę, Bogu ducha winną, miano w podejrzeniu.
Téj surowości powodem także było przekonanie, że na górze wszyscy, jak mówiła Matusowa, „na jeden grosz targowali.“
Stało się jakoś, że nagle od tego pierwszego piętra, jak od zapowietrzonych, odsunęli się wszyscy. Tylko przebiegły Aramowicz, który przedtém nigdy czapki przed Brennerem nie zdejmował, teraz zachodził mu drogę i kłaniał się bardzo grzecznie.
Najnieznośniejszym ostracyzm ten stał się kucharce, która i tak wiele teraz miała frasunku na głowie. Bywało z Noińską mogła się przynajmniéj wygadać i uskarzyć — teraz szewcowa, ledwie ją pozdrowiwszy, cofała się natychmiast.
Było to w końcu nie do zniesienia, i kucharka postanowiła się rozmówić. Jednego poobiedzia nie zastawszy szewcowéj w bramie, gdzie Frycek jéj tylko dokazywał, dopytawszy się, że jest w domu, dotarła aż do alkierza...
Noińska była samą — przyjęła ją zimno...
— Moja pani majstrowo — odezwała się pokrzywdzona — ja, tak mi Panie Boże dopomóż i grzesznéj duszy mojéj — niech tu padnę na miejscu, jeśli w sobie przeciw pani czuję jaką winę... a oto widzę, że pani majstrowa na mnie gniewna.
— Chowaj Boże, a czegożbym miała być...
— Ale co mi pani mówi, toć to nie po dawnemu... bywało — co to gadać... odezwała się kucharka — co