to gadać — nie taka ja jestem głupia.. Powiedz mi jejmość całą prawdę...
— Kiedy nie ma nic...
Sprzeczały się tak długo, nareszcie się kucharka, świadcząc Bogiem i Trójcą Przenajświętszą, rozpłakała. Noińska znowu miała takie serce, że na łzy patrzeć nie mogła. Zaklęła ją na „Rany Pańskie“ i powiedziała, co wiedziała...
Zmięszało to niepospolicie biedną kobietę — stała długo jak osłupiała...
— Co ja wiem! — rzekła w końcu — a może to być! Mruk... nikt nie wie, co on robi! Może to być... A no co ja, proszę pani majstrowéj — mam być temu winna?
Uściskały się tedy. — Kucharka westchnąwszy zapowiedziała, że chyba się od Godów odprawi... bo się nie godziło służyć w takim domu. — Przeciwko informacyi Noińskiéj to jedno miała stara sługa, że Bernardyn bywał w domu i że księdza posądzić nie podobna było, aby tą samą chodził drogą.
W istocie argument silnym był, bo w duchowieństwie, zwłaszcza zakonném i niższém, przykładu nie pamiętano sprzeniewierzenia się patryotyzmowi... Pomawiano o to prałatów, nigdy nie poszlakowano żadnego Bernardyna. Lecz Noińska przypuszczała, że on mógł wcale nie wiedzieć o niczém...
Po tém zwierzeniu się kucharka pilniejsze zwróciła oko na swojego pana, jego zajęcia, pokój, papiery, chody wszelkie, nocne wycieczki, na osoby, które, choć rzadko, zjawiały się do niego z jakiemiś interesami — i znalazła w tém potwierdzające znaki nader wielkiéj wagi.
W głowie się jéj wszakże pomieścić nie mogło, aby panna Julia, którą kochała, albo Małuska, dobra kobiecina — mogły uczestniczyć w paskudném rzemiośle — lub nie widzieć i nie wiedzieć, co się działo. — Struło to życie staréj słudze i po rozmyśle trwała w mocném postanowieniu zmienienia służby na Gody... Nie mogła
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.