Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

„Co robisz? słyszysz?“
— Prowadzę pijanego żołnierza na odwach.. odpowiedziałem — no — i płazem mi uszło...
Cała ta paplanina przeciągnięta dosyć długo zaczynała po trosze nudzić majora — który dobywszy dukata, chciał się nim pozbyć dawniéj swojego Maćka — gdy ten szepnął z cisza...
— Nasz panicz siedzi u Karmelitów...
Major ruszył ramionami.
— Proszę jaśnie pana, aby tylko o tém Bartek nie wiedział, choć to człowiek uczciwy, ale — chowaj Boże — języczny...
Tu się pochylił do ucha staremu...
— Niech jaśnie pan tam napisze co do pana Kaliksta... a już ja...
Mrugnął nie kończąc i dodał:
— Jak nie my na warcie... to ja pewnego znajdę — choćby i Moskala..
Ten dowód przychylności poczciwego Maćka rozczulił starego żołnierza. Mało go nie uściskał, lecz Wicher w rękę go pocałował. — Lękał się Rucki korzystać z téj ofiary na razie, zostawił rzecz do namysłu... i Maćka tylko prosił, aby go jeszcze raz odwiedził...
Zostawiwszy Czwartaka z Bartkiem na rozmowie o wsi, w któréj nieboraczysko narzeczoną Jagnę zostawił, dawno już zamężną za innym...
Major wyszedł nieco weselszy naprzód na obiad a po nim umyślił pójść do domu, w którym stał syn, i tam szukać owego tajemniczego przyjaciela, by się z nim rozmówić obszerniéj.
Dzień, choć jesienny, był piękny jeszcze i ciepły; w popołudniowéj godzinie nad wieczór stary znalazł się w bramie, w któréj zwykle straż odprawiała pani majstrowa Noińska...
Po dawnym wojskowym i z oczów i z miny a wreszcie trochę z ubioru i wstążeczek u guzika poznać było łatwo — kim był. Majstrowa zdala już zmierzyła go dobrze oczyma i ciekawie patrzała, aż się przybliżył.