Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czém się zajmuje? spytał major.
Na to pytanie Noińska zamiast odpowiedzieć poczęła koniec i fręzle chustki, którą miała na sobie — wystrzępiać. Dawała do zrozumienia, że to była delikatna materya. Chrząknęła dwa razy, popatrzała za siebie.
— Żebym mogła powiedzieć, czém się zajmuje, to trudno. Różnie różni mówią. Człek tam się do cudzych spraw nie mięsza.
Tu urwawszy nagle spojrzała na majora i spytała od niechcenia.
— Pan major służył jużci nie w moskiewskiém, z pozwoleniem, wojsku?
— Nie, moja pani, w legionach i pod Napoleonem.
Machnęła ręką majstrowa żywo, zbliżyła mu się do ucha i szepnęła prędko.
— Mówią na Brennera, że w tajnéj policyi służy.
Major aż się porwał. Majstrowa w piersi się uderzyła. — Jak mego Boga kocham... No, żebym miała na to przekonanie, to nie powiem, ale... ludzie gadają. Jużci z palca nie wyssali. A o to — żeby już tak prawdę całą rzec — toć to i ta historya tego pana, co stał na górce, także téż coś znaczy.
Rucki zbladł i zawołał — Na miłość Boga, moja pani, masz przed sobą starego Polaka, żołnierza, możesz mówić śmiało. Powiedz mi, proszę, co mówią.
— A juścić — czemu nie! ozwała się majstrowa Pan nie potrzebuje tego mówić, co ma na twarzy napisano. Dosyć na pana spoglądnąć. Jezu miły!
Historya trochę długa — a no, nikt jéj lepiéj wiedzieć nie może odemnie, bo nie tylko żem na nią własnemi oczyma patrzała, ale mam swoje stósunki. Hm!
Na górce mieszkał młody panicz, śliczny, spokojny, dobry — miły Boże, jak my tu jego wszyscy kochali — no!
Major ledwie się nie zdradził, bo mu się łzy w oczach zakręciły. Powiedział był wprawdzie swe nazwisko majstrowéj, ale ta znać na nie nie uważała. Ciągnęła tedy daléj.