Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

Pradze; drugi taki obchód u ks. Karmelitów pragskich, gdzie Jurgaszkę, dowódzcę żandarmów, mocno nawet poturbowano; wyznania jednego ze szkoły podchorążych, który w chwili jakiéjś bezrozumnéj trwogi cały plan powstania wydał przed w. księciem; aresztowania nieustanne młodzieży, któréj ruchy widziano, czuto, nie mogąc najczynniejszych przewódzców ani dojść ani połapać — wszystko to z dniem każdym pogorszało położenie tych, którzy wpadli w ręce policyi.
Wiedziano o spisku — dawały się postrzegać jakieś przygotowania do niego a pochwycić samych sprawców, dojść do jądra — było niepodobieństwem.
Książę im więcéj się trwożył, tém mocniéj się srożył. Gniewał się na tych, co z połapanych nic wydobyć nie umieli, na niedołężną policyą, na buntowniczego ducha, który z Francyi i Zachodu zawiewał, na cały świat, na wszystkich i wszystko.
Szkołę podchorążych, już podejrzaną, ściśnięto jak w więzieniu, na młodzież patrzano dzień i noc, śledząc jéj kroki — każdy przybywający do Warszawy, szczególniéj z zagranicy, był pilnie śledzony.
Więźniów téż wszelkiemi sposoby usiłowano steroryzować — aby z nich wycisnąć zeznania. Więźniowie milczeli uparcie.
Szczęściem ci, którym były powierzone badania, nawykli patrzeć na potęgę militarną Rosyi, na porządek, który się im zdawał nie do obalenia — choć widzieli spiski, nie mogli przypuścić, aby one były czémś groźném, czémś więcéj nad marzenie kilku zagorzalców. Dogadzano w. księciu więcéj dla zaspokojenia jego fantazyi, niż naprawdę lękając się jakiegoś wybuchu.
Dla Rautenstraucha, Kruty, Jurgaszki, Lewickiego i Lubowidzkiego strachy te nie miały wagi, rewolucya zdawała się im niepodobieństwem.
Pakowano do kozy co dzień, aby mieć o czém raportować i okazać wielką gorliwość, hałasowano mocno, ale lekceważono i uśmiechano się po cichu. Niemniéj położenie zamkniętych po klasztorach u Marcinkanek, u Karmelitów i w innych więzieniach — coraz się sta-