nicy albo połapani siedzieli lub się rozbiegli za granicę — był więc pewien, że zapowiedziany los go nie minie.
Być naówczas skazanym w sołdaty najsroższą ze wszystkich może było kaźnią dla człowieka do swobodniejszego w kole cywilizowanych ludzi życia nawykłego. Nielitościwe obejście się starszyzny ze skazanymi, towarzystwo nieokrzesanego żołdactwa, dzikich często plemion Sybiru i Kaukazu, wszelkie prywacye i katusze czekały biednego żołnierza. Kara nawet cielesna dla tych, którym odjęto szlachectwo, wyłączoną z tego nie była.
W pierwszéj chwili zburzenia, rozpaczy Kalikst pomyślał, że lepiéj sobie było odebrać życie niż tak cierpieć, sterać się, zdziczeć i upaść. Śmiercią swą oswobodzał Julią od jéj słowa — a komuż innemu był na świecie potrzebnym? Ojcu zostawał brat... jeśli i ten pochwycony nie został.
Chwycił się téj szalonéj myśli z zapałem... Lękał się najmocniéj, aby późniéj energia się nie wyczerpała, charakter nie spodlił, aby go nie zwyciężyły męczarnie; przenosił śmierć mężną nad powolne znikczemnienie.
Mógł osłabnąć w walce z losem... samobójstwo zdawało mu się heroizmem w téj chwili....
Ta myśl, nagle powzięta, chwycona gorączkowo — owoc chorobliwego stanu umysłu i ciała, opanowała go wkrótce, nie dawała mu już spoczynku. Należało tylko znaleźć środki wykonania jéj. Innego nie widział w więzieniu Kalikst nad sznur i ćwieczek. Ale myśl obwieszenia się była mu czegoś ohydną i wstrętliwą. Scyzoryk, który mu się udało ocalić, nie rychło znaleziony za podszewką — nastręczył myśl przerznięcia żył. Był to rzymskich stoików stary sposób pozbycia się żywota. Należało tylko wybrać godzinę taką, aby krew miała czas upłynąć, nimby ktoś nadszedł do celi.
Takiemi myślami truł się biedny Kalikst — gdy — jednego dnia stróż mu nieznacznie na stoliku położył karteczkę. Zaraz po wyjściu jego chwycił ją skwapliwie sądząc, że była od Julii, do któréj właśnie pisać chciał z pożegnaniem — lecz na pierwszy rzut oka po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.