Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

bombardyerów szkoła, powinna była zjawić się u Karmelitów...
Co chwila zmieniać się zdawało położenie; niepewność, obawa zastępowała przelotną radość i nadzieję. To dalekie krzyki i luźne wystrzały, to hałaśliwy tentent po bruku, to cisza, straszniejsza jeszcze niż wrzawa, co ją poprzedzała Zimny pot oblewał skronie więźnia, bijącego się po ciasnéj, ciemnéj celi jak zwierz w klatce...
Na myśl mu przychodziło gwałtem drzwi wyłamać, schwycić broń od stojącego w nich żołnierza i przebijać się gwałtem na plac walki... Ale rygle i grube deski próby nawet nie dopuszczały — w kurytarzu panowała cisza cmentarna... Tylko w sąsiedniéj celi usłyszał Rucki miotanie się i szamotanie towarzysza, jak on już rozgorączkowanego. Bił on w ścianę dzielącą ich, jakby znać dawał lub wzywał pomocy...
W klasztorze nic się nie poruszało jeszcze... Kalikst ucho przycisnąwszy do drzwi, podsłuchiwał napróżno... Kilka razy zdało się, jakby ktoś spiesznie przebiegł i uszedł...
Gdzie była straż i żołnierze? nie podobna było odgadnąć.
Kilkakrotnie krzyki i wrzawa zdawały się przybliżać a z niemi nadzieja oswobodzenia, ale wnet znowu cisza, okropna cisza — co otacza żywcem pogrzebionych, powracała.
Na wszelki wypadek Kalikst się przyodział na prędce jak do wyjścia, jak do boju; co miał najpotrzebniejszego włożył na siebie. Z głową do drzwi przyciśniętą czekał....
Zegar gdzieś z dala wybił jakąś niezrozumiałą godzinę. Byłaż to ostatnia życia... czy pierwsza swobody??...
Z sąsiedniéj celi więzień zdawał się gwałtem chcieć wydostać. Kalikst usłyszał w zrozpaczonych jego rękach trzeszczące drzwi, których — nikt nie bronił....
Oczekiwanie to długie, niepewność, nadzieja — mogły w istocie doprowadzić do szaleństwa....