Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Rucki włosy sobie rwał na głowie. Nareszcie i on jak oszalały zaczął bić we drzwi, szamotać się z niemi. Drzwi ani drgnęły nawet.
Spodziewał się, uderzając w nie, wywołać kogoś — słowo jakieś, choćby groźbę... byle mu wytłumaczyła, co się działo....
Wtém, gdy się już niecierpliwość wyczerpywała... zaszumiało nagle na dole, tumult się wszczął i wrzawa, jakby walka krótka... i tłum pędem wpadł do klasztoru.... Szybkie kroki rozległy się do koła — wołanie: — Do broni! do broni!
Kalikst słyszał z kolei otwierające się drzwi — i śmiertelna ogarnęła go trwoga, aby o nim nie zapomniano. Z całą więc siłą, na jaką się mógł zdobyć — począł krzyczeć i bić we drzwi rękami i nogami.
Przecież! klucz się obrócił żywo w zamku i postać jakaś, któréj zrazu poznać nie mógł, stanęła pilno wpatrując się w niego....
Oczom swym nie wierząc, ujrzał przed sobą Brennera z pistoletami w ręku i szablą u boku — który wołał:
— Wychódź pan! ja go szukałem! Idźmy razem pod arsenał, pod arsenał!
W kurytarzach ujrzał Kalikst uwijającą się młodzież ze szkoły bombardyerów, która więźniów co prędzéj wypuszczała. Krzyki: — Do broni! rozlegały się pomięszane z wrzawą nie do opisania.
Ruckiego ciągnął z sobą Brenner, nie do poznania zmieniony, rozpalony, drzący, powtarzając ciągle: — Za ojczyznę!!
Był jakby nieprzytomny, w gorączce. Pistolet jeden oddawszy Kalikstowi, chwycił go za rękę, wołając: — Do arsenału!... Puścili się więc razem co prędzéj, spiesząc z tych murów wydobyć, potrącani przez nieznajomych, tak rwących się na wolność jak oni... Ci, wypuszczeni z pod zamków, wybledli, chwiejący się na nogach, po większéj części młodzi ludzie, pędzili na pół ubrani, niektórzy ledwie płaszcze na siebie chwyciwszy, bez czapek....