— Po doktora Borzęckiego, kto w Boga wierzy! — krzyknęła Małuska — zlitujcie się..
— Na górę nieście... dodała Julia.
— Ja sam dojdę może — rzekł Kalikst.
Spróbował się poruszyć wyciągniony z wozu, ale wnet o mur musiał się oprzeć...
Brennera przodem niesiono jak nieżywego... Ruckiego musiano wziąć pod ręce...
Tak weszli na górę, brocząc krwią po drodze... Starego natychmiast zaniesiono na jego łoże. Julia szła przy nim — Kaliksta omdlałego Małuska kazała położyć u siebie. Zaledwie legł, stracił przytomność.
Po doktora Borzęckiego, ponieważ nikt się iść nie ofiarował, mężna Agatka narzuciła chusteczkę i pobiegła boso.
W pokojach płacz i łkanie słychać tylko było. — Brenner nie dawał znaku życia, twarz trupio blada, usta otwarte, oczy zbielałe, zdawało się, że przestały patrzeć na wieki... Nie dostrzeżonym ruchem pierś się tylko jeszcze podnosiła a krew sączyła z rany.
Małuskiéj usiłowania otrzeźwienia Ruckiego o tyle się powiodły, że odzyskiwał przytomność na chwilę i znowu w mdłości wpadał. Po długiém, straszném oczekiwaniu nadbiegła Agatka poprzedzająca Borzęckiego, którego nie znalazła z razu, szczęściem jakby umyślném spotkała go na ulicy.
Doktor nadszedł natychmiast niosąc, co było potrzebném do opatrzenia ran. Przypadkiem podszedł naprzód do Kaliksta, ale ten otworzywszy oczy, spytał o Brennera i ręką go do niego odesłał. Gdy się do łóżka jego zbliżył doktor, z lekka usunąwszy córkę, która sparta na nim płakała — już życie właśnie było z piersi uleciało. Stanął ująwszy rękę, upuścił ją i odstąpił milczący.
Trup to był, nie potrzebujący już lekarza. Julia zrozumiała i zachodząc się z płaczu pozostała przy zwłokach, gdy Borzęcki po cichu spieszył do Kaliksta. Nie tracąc chwili wziął się do opatrywania go. Kula z ręki z łatwością dobyć się dała, a choć strata krwi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.