co bądź, w niezwykły sposób tém dotkniętą. — Pocieszał się, chwilowéj doznawszy nieprzyjemności, tém, że ona jednak będzie przestrogą i zapobieży dalszemu zbliżaniu się młodych ludzi.
Cale przeciwnego zdania pono była ciocia, która widziała w tém jakby palec i zrządzenie Boże a w pan u Kalikscie najpożądańszego męża dla kochanéj siostrzeniczki. Z tém jednak się nie wygadała przed nikim. — Obiecywała się tylko modlić na tę intencyą.
Brenner, człowiek niezmiernie zręczny i przebiegły, jak się okazało, nazajutrz wybrał tak godzinę wyjścia z domu, aby właśnie na wschodach się spotkać z panem Kalikstem. Pozdrowił go bardzo chłodno.
— Słyszałem — rzekł — że pan byłeś łaskaw wczoraj przyjść w pomoc moim kobietom w tym ich popłochu... Pozwól, bym mu za to podziękował... Zajęty jestem tak i w takich godzinach do domu powracam, żeby mi inaczéj trudno było mu się z tego długu uiścić.
Pan Kalikst odparł tylko, że to była bardzo mała przysługa, niezasługująca na żadne podziękowanie, — a Brenner, unikając dalszéj rozmowy — natychmiast kroku przyspieszył i — odszedł.
Chociaż pan Kalikst sam się pono do tego nie przyznawał przed sobą, jednakże po raz pierwszy począł następnego dnia szukać środków spotkania się, zobaczenia z piękną Julią. Nie było to łatwém. Stósunki z ciocią utrzymywały się jak najlepsze, ale panna się nie pokazywała.
Trafem to czy instynktem, czy nie wiem już czém nazwać należy — ale — w parę dni potém, gdy panna Julia przez Saski ogród powracała z Agatką do domu, na drodze się jéj trafił Kalikst. Nie rozmyślając nad tém, co czyni, nie troszcząc się o to, czy pannie natrętnym nie będzie — skłonił się, zbliżył i rozpoczął rozmowę, powiadając sobie w duchu, że jeśli go się zbywać będzie panna Julia i okaże mu oziębłość widoczną, natychmiast ją pożegna...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.