Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

— Domyślam się... a raczéj przyznam ci się, kochanie, z dalekam widziała.
Zarumieniła się Julia mocno.
— No, to już nie mam się z czego spowiadać, rzekła wesoło....
— Ale, owszem, mów, bo goreję z niecierpliwości, jakże to było? jak?
— Przypadkiem zeszłam się z nim, wracając, w Saskim ogrodzie.
— A! przypadkiem! — doskonała jesteś, przerwała ciotka — chcesz, bym wierzyła w przypadek! Filut chłopak szpiegował cię, szukał, czekał i postawił na swojém....
— Ale nie może to być! oburzyła się Julia.
— Dla czego? i cóż w tém złego? proszę, mówiła ciotka.... Miałabym go za ślepego, żeby się w tobie nie zakochał — a przyznam ci się...
Nie dokończyła i spytała:
— Przyczepił się i przeprowadzał.
— A, no, tak, jeśli ciocia chce, to się przyczepił.... Rozmawiając, szliśmy prawie do kamienicy, ale miał tyle delikatności, że mnie pożegnał wprzódy....
— Bo rozumny, bo przyzwoity, co się zowie, dodała ciotka klaszcząc w ręce. Po cóż miał Noiński z tego zaraz robić historye jakieś.
Pomilczały trochę a pani Małuska westchnęła.
— Nie mówię ja nic nigdy przeciwko ojcu twojemu, rozumny człowiek, ojciec dobry — ale żeby téż nie zaprosić go do domu.... Z każdym innym rozumiem ostrożność, ale to człowiek edukowany, przyzwoity, ty nad wiek stateczna — a zresztą od czegoż ja tu „szumeruję??“
Rozśmiała się, ramionami ruszając....
— O tém ani mowy być nie może — zamknęła Julia....
W istocie skończyła się rozmowa nawet, zwracając na przedmiot inny.
Nazajutrz spotkano się — przypadkiem na wschodach. Pan Kalikst niósł książkę, pokazał ją, panna