Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

Julia była jéj ciekawą, prosił, aby ją do czytania wzięła i odesłała mu potém. Nie odmówiono. Owszem spojrzała nań panna Julia bardzo życzliwie, podała mu rękę. Byli tak z sobą jakoś poufale, dobrze, bez zalotności i bez trwogi, jak brat z siostrą.
Rozstali się z tém uczuciem, że się znowu spotkać muszą i widywać będą, choć tego sobie nie powiedzieli. Tylko Agatka i kucharka szeptały po cichu, że już się kawaler z górki do ich panny zalecał. Ciocia podsłuchawszy rozmowy, mocno je zgromiła, wytłumaczyła niewinną znajomość pożarem i nakazała milczenie.
Kucharka jednak poufnie coś napomknęła o tém Noińskiéj a ta, niewiasta wielkiego doświadczenia, rzekła jéj na ucho:
— Ja to zdawien dawna wiedziałam, że się na tém skończyć musi... Moja jéjmość... krew nie woda... oboje jakby stworzeni dla siebie, ale co stary na to powie? Hę! tu sęk!
— Stary, rzekła kucharka, zadumaną głowę wspierając na łokciu — stary — a kto naszego pana odgadnie? Niech pani majstrowa powie, kto z nas go zna? Ja u nich służę, co dzień go widuję, myśli pani majstrowa ja go w najmniejszéj rzeczy znam! Ani ździebdziątka... kto go wie nawet, co on na świecie robi...
— Już to prawda, potakiwała Noińska głos zniżając i szeptem wyzywając zwierzenie. Bo, czy on służy, czy handluje, czy lichwuje, czy czém tam na świecie na chleb zarabia, nikt — jak Pana Boga kocham — nikt nie umie zgadnąć.
— Myśli, pani majstrowa — dodała kucharka — co jego najbliżsi, jakby się rzekło Małuska albo dziecko rodzone, znają jego chody i zachody — jak Pana Boga mojego kocham — tyle co i my, pani majstrowa albo ja...
— Ale czyż to może być, moja jéjmość, szeptała Noińska, ucierając nos od natury daném na to narzędziem, czy to słychana i widziana rzecz, aby téż się to tak taiło? Panie Boże, odpuść grzechy, mogłoby się wydawać, że to tam coś krzywo stoi, kiedy się tak ludz-