mieć na ostrożności — i dla tegośmy woleli przerwać rozmowę, która się gdzieindziéj przeniesie.
Kalikst stał ciągle jak skamieniały. Edward go potrącił.
— No — powieszże ty mi, co ci się stało?
— Tyle tylko, że mieszkam w jednym domu z tym Brennerem... ja na górze, on na pierwszém piętrze. — Nigdym się nie domyślał jego nieszczęsnego powołania...
Ruszył ramionami.
— Spodziewam się — szepnął Edward — że byłeś ostrożnym, bo że nim będziesz teraz, o tém nie wątpię. Nie masz tam co na sumieniu?
— Zdaje mi się, że nic — odparł Kalikst, — lecz — proszę cię — jestże to pewném?!
Edward głośno się śmiać począł...
— Ale proszęż cię, cały świat wie o tém, znają go nie mniéj od Birnbauma i innych, choć pośledniejsze na pozór zajmuje stanowisko... W służbie téj jest od dawna i ma mieć wielkie zasługi... Dosyć powiedzieć, że nawet szpiegi się go obawiają... i że gdzie potrzeba czego nadzwyczajnego dokazać, jego ślą...
Kalikst nie odpowiedział już nic, na czoło mu pot wystąpił, uczucie bólu niewysłowionego ścisnęło mu serce. — Pożegnał przyjaciela i wyszedł. W pierwszym pokoju Brennera już nie było.
Nie bardzo wiedząc, dokąd idzie, co z sobą pocznie, Kalikst się znalazł na ulicy... świeże powietrze nieco go orzeźwiło... Strapiony powlókł się machinalnie ku ogrodowi Saskiemu.
Był zakochanym... kilka razy spotkawszy się z Julią, puścił już wodze sercu i rozgorzał tą młodzieńczą miłością niezmierną, która w szczęściu staje się szałem, w niedoli rozpaczą. — Julia córką tego człowieka? Kwiat ten tak czysty, tak wonny wykwitły na téj łodydze ohydnéj? Byćże to mogło? Natura mogłaż się dopuścić takiéj monstrualnéj igraszki?
Przyszło mu na myśl, że Julii powaga, prostota, dobroć, urok, spokój, wszystko być mogło udaném, odegraném, fałszywém.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.