Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze nie dokończył, gdy oczy Julii z wyrazem niezmiernego niepokoju i obawy się nań zwróciły... Chociaż widocznie walczyła z sobą i chciała udać obojętną, Kalikst widział, iż była wzruszoną, jakby się domyśliła czegoś. Lecz trwało to chwilę przelotną tylko, Julia wnet odzyskała całą przytomność i odezwała się obojętnie:
— Plama ciążąca na rodzinie? zapytała. Proszę pana... czyż rodzina tak jest cała za siebie odpowiedzialną lub czy wszyscy są winni??
— Źle się wyraziłem — odezwał się Kalikst — plama cięży na jednym jedynym członku rodziny...
— Czy w przekonaniu pana spada ona na rodzinę? spokojnie mówiła Julia.
— Sprawiedliwość Boża i ludzka — nie czyni nas odpowiedzialnymi za winy cudze — ale sądy ogółu, ale... ale.
Potrząsł głową i zamilkł. — Nie mówmy o tém lepiéj, dodał po chwili. Szli z sobą razem... Kalikst patrzał na tę czystą, piękną postać i płakać mu się chciało nad nią. Czuł, że powinien się był oddalić, wyrzec... ale już nie miał siły...
— Bardzo mi pana żal — po chwili poczęła Julia — a zarówno żal mi téj rodziny nieszczęśliwéj, niewinnéj a karanéj, cierpiącéj i potępionéj... Co za los...
Westchnęła.
— Są straszliwe tragedye na świecie — szepnął Kalikst.
Spojrzeli na siebie. Szli tym razem tak jakoś powoli, że daleko było jeszcze do kamieniczki — ale rozmowa się nie kleiła. Julia nie śmiała badać. Kalikst nie wiedział, czém ją zabawić...
Więcéj oczyma rozmawiali niż ustami. — Już zdala widać było kamienicę, gdy ją pożegnał, jak zwykle — sam się przypóżniając do domu... Patrzał za nią długo i dręczył się. — Nie, ona przynajmnéj winną być nie może... ona nie jest skalaną niczém... Na niéj nie ciąży plama żadna... Biedna — nieszczęśliwa!..
Z załamanemi rękami poszedł nazad... nie miał