Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiesz, jak cię kocham i że zmartwić cię byłoby dla mnie bardzo bolesném a jednak wiem, że ci uczynię przykrość — i muszę... Pan Kalikst cię odprowadzał dziś?
Julia zarumieniła się ale oczy podniosła śmiało.
— Tak jest, rzekła. — Spotkaliśmy się na drodze, byłoby śmiesznością, gdybym go jak przestraszona odpędzała od siebie. Cóż w tém złego?
— Dobre to nie jest, odezwał się Brenner, — ja z tym jegomością żadnych stósunków sobie nie życzę.
— Ojciec masz co przeciw niemu? spytała Julia.
— Mam ale tego, co przeciw niemu mam, powiedzieć ci nie mogę. Dosyć, że, powtarzam, znajomości i stósunkom z nim — jestem stanowczo przeciwnym.
Julia zamilkła ale widać było, że jéj to istotnie uczyniło przykrość, Brennerowi téż żal jéj było, chwycił ją za rękę czule.
— Moje dziecko, moje dziecko, odezwał się, wierzaj mi, mam powody.
— Czy popełnił co nieuczciwego! czy się czém splamił? proszę ojca powiedzieć mi! odezwała się córka.
— Ale cóż on cię tak bardzo obchodzi? przerwał Brenner.
Chwilę pomilczała panna Julia, zamyśliła się a potém odpowiedziała zwolna.
— Byłoby mi boleśnie dowiedzieć się o nim co złego. Wiesz, ojcze, dla czego. Nie o niego może mi idzie, ale o to, gdyby taka nieuczciwość mogła się okrywać i osłaniać szlachetnością jak w nim, przyszłoby mi zwątpić o ludziach.
Brenner zagadnięty tak — walczył chwilę z sobą, nim się na odpowiedź zebrał.
— Nie powiadam, ażeby co nieuczciwego na nim ciężyło, ale — moje dziecko, jest wielu uczciwych ludzi, z którymi przecież stósunki są niemiłe i — niebezpieczne. Otóż i tu jest tak — niech ci na tém będzie dosyć. Ja z méj strony proszę, a jeśli trzeba, rozkazuję go unikać, nie dawać mu się zbliżać. Znać go nie powinnaś.