Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

sądny dzień. Panna nam jak omdlała padłszy, tak do przytomności nie można jéj przyprowadzić. Co nie robili, doktor był... A płacze i rzuca się.. aż patrzeć okropno... Wszyscy stoją jak pozabijani... Pan płacze, ciotka, my wszyscy... Czy konwulsye, czy jakie chorobsko nagłe... ale płacze i krzyczy ciągle i to bez daj — racyi.. bo nic się nie stało.. ojca nie było... Tak, chwyciło coś... i...
Kalikst nie śmiał już pytać więcéj, tylko o imię doktora...
— A to nasz ordynaryusz, odpowiedziała kucharka, z Nowego Świata... Borzęcki, co chodzi do Dzieciątka Jezus...
Kalikst znał Borzęckiego i podziękowawszy kucharce zamknął drzwi, zaraz chcąc się ubrać, aby iść się go spytać o Julią...
Doktor tymczasem wezwany przyszedł, ale oprócz tych samych symptomów co poprzednio, spotęgowanych tylko — nic nie znalazł nowego. Nakazał te same środki a nadewszystko spoczynek... Radzca wyprowadził go niespokojny do gabinetu.
— Niech mi pan będzie łaskaw powiedzieć otwarcie — naprzód, czy grozi niebezpieczeństwo, potém... co mogło być przyczyną?..
Borzęcki ruszył ramionami...
— Niebezpieczeństwa dotąd nie widzę, ale tak silna jakaś kryzys — nie dobra dla przyszłości... Co do przyczyn, jabym się od pana chciał o nich dowiedzieć. Coraz mocniéj przekonany jestem, że przesilenie to, atak... wywołało wrażenie moralne, uczucie jakieś... wypadek — to nie jest choroba ze krwi, humorów, z nienormalnych funkcyi organizmu, ale cios z zewnątrz.. cios na nerwy...
Spojrzał na Brennera, którego twarz posiwiała i pożółkła, przybrała barwę niemal trupią... Stary radzca drzał...
— Nic nie wiem — wybąknął sucho.