Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Słysząc te cyniczne drwiny, z których Blumer się śmiać zaczął, Brennerowi twarz pożółkła...
Jej Bohu! — dodał Lewicki — wczoraj pierwszy raz ją widziałem, ale panienka — cudo! Zkądże się jéj wzięło chorować?..
Milczał Brenner, Blumer mu się przypatrywał ciekawie.
— Co mnie tam choroba — dorzucił Lewicki — służba idzie przedewszystkiém... Ciebie nikt nie zastąpi. — Ja ci będę szukał innych? Gdzie? Kiedy? czasu nie ma.., a do takich rzeczy trzeba sprytu jak twój — rozumiesz... A zatém — poszedł precz i do roboty...
Brenner chciał coś mówić...
— E! jaka bestya... uparta! — krzyknął Lewicki nogą tupiąc — poszedł won, mówię... a nie... to...
I wskazał na drzwi...
W téj chwili, gdy Brenner już się wysuwał, do drugich drzwi zapukano i, Lewicki głos zmieniwszy, doskonałym akcentem, ze słodyczą i salonowym wdziękiem odezwał się do wchodzącego.
Charmé de vous voir, Monsieur le Comte... a quoi suis-je redevable de l’honneur de votre presence?
Ta nagła przemiana tonu z grubiańskiego na słodki należała zawsze do charakterystyki wysoko położonych osób, które bywały zmuszone dziesięć razy na dzień łajać najokrutniéj i przybierać salonowe formy i ogładę.
Przybyłym był pono jenerał Staś hr. Potocki... późniéj nieszczęśliwa i niewinna ofiara pierwszéj chwili rozgorączkowania.
Brenner wyszedł blady i pomięszany, stanął jeszcze u progu ze spuszczoną głową, a Charłampowicz miał sposobność powtórnie mu język pokazać. Nie widział go wcale Brenner, wlokąc się zwolna nazad z kancelaryi... i wysuwając z pałacu...
Odszedłszy od niego kroków kilka, stanął powtórnie, jakby się namyślał... Nie było sposobu uwolnienia się od obowiązku... Niepokój wołał go do łóżka choréj