córki, niewola ciągnęła tam, gdzie musiał służyć w najohydniejszy sposób tym, co mu jego spodlenie płacili. Surowość i grubiaństwo jenerała Lewickiego, które może dawniéj i kiedy indziéj byłyby po nim, nie dotknąwszy go, spłynęły, na chorą padając duszę, dobyły z niéj gniew i pragnienie zemsty.
Zaczerwieniła mu się twarz...
Uczuł wściekłość niemal ku tym, co go tak sponiewierali, co nim pomiatali i nie taili się nawet ze wzgardą... W ręku ścisnął z całéj siły kij, który trzymał, i krokiem szybkim posunął się, spojrzawszy na zegarek, ku Bernardynom.
Obejrzał się jednak do koła wprzódy i ze zręcznością wprawnego od dawna do wywijania koziołków zająca — począł przemykać się kołując, przyczajając przy ścianach... dopóki, jak mu się zdawało, niepostrzeżony nie dostał się do klasztoru... Znowu popatrzał na zegarek... a że cela, do któréj zmierzał, była mu zapewne znana, nie pytając wprost poszedł do niéj i do drzwi zapukał...
Gdy po odpowiedzi ze środka Brenner wszedł, zastał ogromnego, opasłego ojca, który kaptur zrzuciwszy, właśnie po umyciu twarzy ocierał się ręcznikiem, stojąc w środku izdebki. Zobaczywszy Brennera, jakby oczom nie wierzył.
— Jak mi Bóg miły! czy Brenner czy upiór! a ty tu co robisz!!
Przybyły stał smutnie nie patrząc w oczy...
— Bracie a raczéj ojcze — odezwał się — bo choć mi jesteś stryjecznym, ale suknia cię ojcem nazywać każe. Ja tu od lat wielu mieszkam.
— Tu? a dopiéro dziś raczyłeś się do biednego Bernardyna dowiedzieć? hm? Cóż? czyż nie wiedział, że ja tu?
— Wiedziałem, odparł Brenner — ale dajcie mi siąść, bo padnę. Ojciec Porfiry wskazał stołek. Przypatrywał mu się tak ciekawie, niespokojnie, chmurno, iż w przeszłości stósunków przyjacielskich między stryjecznymi domyślać się było trudno.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.