Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Co jéj dawało tę pewność? nie wiedziała sama... Serce jéj to mówiło, które rozumuje po swojemu.
Na dole w kamienicy, gdzie natychmiast wiedziano wszystko, co zaszło u góry, majstrowa Noińska została uwiadomioną przez kucharkę o wypadku niezmiernéj doniosłości.
— A! już że się coś święci — to się święci! jak mego pana Boga kocham, mówiła zdyszana jejmość, przybiegłszy do szewcowéj. — Co ja powiem kochanéj majstrowéj! co ja powiem.
Klepała się po twarzy, głową rzucając na wsze strony.
— Cóż się stało! co moja jejmość? —
— Tylko niech pani majstrowa tego nie powiada Aramowiczowéj, bo to długojęzyczna... ani Matusowéj... Rozniosą, rozpaplą, a potém na mnie, że to wszystko wychodzi przezemnie...
— Ale cobym mówić miała! cobym ja miała rozpowiadać...
— Otóż widzi majstrowa kochana — wszystka oliwa na wierzch wyszła. Stary nasz widać opierał się przeciw temu kawalerowi, a nasza panna się w nim rozromansowała... — Spotykali się ciągle w ogrodzie... Słyszę, musi być... Radzca coś zwąchał, czy napatrzył i nahałasował... Panna się śmiertelnie rozchorowała... Co to gadać! Lampa... albo tam mdłości... Czy to mdłości bez racyi napadają?.. Panna się z téj miłości rozchorowała, co ją ledwie konsyliarz odratował... a takie lekarstwo dawali, co haptekarz mówił — trucizny...
— Jezu ty Maryo! — przerwała szewcowa.
— A cóż? jaki tera koniec? panna postanowiła na swojém! Jak nie pyszny pan ojczysko sam musiał nam dziś kawalera przyprowadzić... Żeby jéjmość potém naszą pannę widziała; to powiadam pani majstrowéj — twarz się jéj zaraz odmieniła... I zdrowiutka!! Potém jak wzięni chodzić z sobą po pokoju, a ona jemu grać a on słuchać, a potém z sobą szeptać, no — to jużby ślepy dojrzał, co to jest...