częła się przechadzać po sąsiednim pokoju w ten sposób, iż się kiedy niekiedy ukazywała przezedrzwi. Młodzi mieli swobodę rozmowy najzupełniejszą, a jednak czułe oko opiekunki nad niemi zdala czuwało i w każdéj chwili ona sama mogła się zjawić, gdyby się Brenner w przedpokoju dał słyszeć.
Wspomnieliśmy już, w jakim stósunku byli do siebie młodzi... W obojgu miłość się rozbudziła żywa, gorąca, wiedząca, iż zwyciężyć się nie może... oboje byli przekonani, że uczucie to wzajemném być musi, oboje mieli na ustach... słowo wielkie — stanowcze... i wyrzec go jeszcze nie śmieli.... Kalikst już sobie był Julią zupełnie wytłumaczył....
Byłaż ona winną, że się urodziła córką tego upadłego tak nizko człowieka? Wychowanie dało jéj przekonania zupełnie inne a te musiały być szczere, udanemiby być tak nie mogły. Kalikst jedném słowem wierzył w nią... bo ją kochał... a rozkochanym był tak szalenie, gorąco, jak w dwudziestu latach tylko poczciwe serce rozmiłowaném być może.
Tego wieczora dziwnie się wszystko aż do rozmowy składało. Siedzieli przy sobie.... Ciotka chodziła zdala.... Julia była zamyślona, rozmarzona. Grała tego dnia wiele a muzyka zostawiła w niéj po sobie jakąś lekką gorączkę.... Nerwy jéj drgały jeszcze, wibrowały a dźwięki, żeniąc się z pokrewnemi ideami, wywoływały dziwne marzenia.... Zapomniała była nieco o teraźniejszości, sen jakiś czarowny niedawno jéj się śnił przed oczyma....
Pozostała po nim rzewność i tęsknota....
— Wracasz pan dopiéro — spytała — wolno wiedzieć... z daleka?
— Od starego przyjaciela mojego ojca... z Ursynowa....
— Od przyjaciela Kościuszki także — dodała Ju- — Wszak tak?
— Tak jest, pani...
— Nigdym go nawet nie mogła widzieć z bliska a takem zawsze pragnęła... mówiła Julia. Wracając
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.