néj białéj ręki, która mu się nie opierała, poniósł ją do ust i pocałował gorąco.
Ciocia... szpiegowała za drzwiami i z radości ręce ku niebu podniosła.
— Mamże jéj całą moją wyspowiadać duszę? — mówił po cichu Kalikst — nie będziesz pani gniewała się na mnie?
Nic nie odpowiedziała Julia — spojrzała nań, długo zatrzymała wejrzenie, Kalikstowi serce uderzyło i głowa się zawróciła...
— Ja panią kocham... panno Julio! ja kocham ją całą siłą serca i duszy... namiętnie, szalenie... Nie jestem panem siebie, jestem twoim niewolnikiem...
Julia pobladła jak marmur, na jéj twarzy widać była okropną walkę; nim odpowiedziała, łzami napełniły się jéj oczy...
— Panie Kalikscie — rzekła wreszcie z zapałem i heroizmem jakimś uniesionym — panie Kalikscie — pan mnie kochałeś od pierwszego spotkania, ja pana kocham od czasu, jakeśmy sobie spojrzeli w oczy...
Kalikst chciał jéj paść do nóg — wstrzymała go okrzykiem stłumionym.
— Na Boga, wysłuchaj mnie pan... proszę, błagam. Czekaj... Jestem w położeniu, w jakiém się może nigdy nie znajdowała kobieta. Brzydzę się kłamstwem, na oszukaństwo się wzdrygam... chcę, byś wiedział, kogo kochasz... Może dowiedziawszy się o tém, odtrącisz mnie i ucieczesz... Lecz wolę być nieszczęśliwą, niż zwodzić go...
Wiesz pan moje familijne stósunki? Znasz pan je? Znasz ojca mojego...
To mówiąc, głos jéj zadrzał i ustał niemal... była blizką omdlenia...
Kalikst zaczerwienił się cały...
— Wszystko wiem! — rzekł głosem stanowczym i śmiałym...
— I wiedząc wszystko, kochać mnie mogłeś? śmiałeś? — zawołała, porywając się z krzesła w uniesieniu, zapomniawszy o wszystkiém na świecie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.