Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— a ona nic. — To już był znak... Mnie ciekawość wziena, poszłam do drzwi.
Kiedy poczu potém rozmowę... aż słyszę takie głosy, że aż mi się strach zrobiło. Zdało mi się, że się skłócili... Kiedy zacznie ona płakać, on klękać, ręce mu obie dała. Ehe! to już i po wszystkiemu. — Oświadczył się. Ciotka wchodzi i tylko ręce do góry podnosi — a potém zaraz nazad do drugiego pokoju, żeby im nie przeszkadzała.
Co potém za termedye były, powiadam majstrowéj, czysto na teatrze... Jak poczeni to się za ręce chwytać, to odstępować, to się zbliżać, a ta płacze, ten jak burak się zaczerwieni, to blednieje... tuż śmiech i radość i wnet jakby ich na męki wzieni. Ta sobie oczy zakrywa — ten włosy rozrzuca... a wciąż za ręce się łapią, jakby ich strach brał, żeby jedno drugiemu nie uciekło. Padam majstrowéj, że się mnie, patrząc, aż gorąco robiło... Dopiéro potém siedli spokojniéj i nuż cicho szeptać a tak blisko, że niemal głowami się szturgali... Patrzę, Małuska we drzwiach stoi, oni, jakby jéj tam nie było. Zaciekawieni, poszeleli... Ot, co jest... ot, — co — dodała kucharka. — Cóż majstrowa na to?
— A cóż? młode ludzie — rzekła wzdychając Noińska — albo się pobiorą, to im to zaraz ustanie... albo... co ja mogę wiedzieć...
— E! chowaj Boże, myśleć co złego! — odparła kucharka — panna bardzo stateczna — ale co się kocha, to się kocha... Co prawda, to prawda, że takiego kochania to rzadko, bo to u panów, moja jejmość, ważone i wieczone... a oni się pozapominali jak, z pozwoleniem, na wsi... prosty parobek i dziewka...
Teraz tylko nie widać, że radzcy się opowiedzą. A ja myślę, że on już córce da wolność, bo ona go za nos wodzi, jak sama chce. Co zamyśli, to z nim zrobi.
Majstrowa pokręciła głową.
— Ciekawam tylko — dodała — co familia tego panicza powie, bo to faneberye, szlachta i wojskowe ludzie... im to tam o córce urzędnika i nie gadać.