Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

instynktem czując jakąś grozę, poukrywali się w kątach. Majstrowa z kucharką wytrwały wprawdzie na stanowisku przez ciekawość, ale się późniéj przyznawały, że i po nich ciarki chodziły.
Jak tylko ów trzeci z Dygasem nadciągnął do dwu oczekujących w bramie, puściwszy przodem stróża, w milczeniu zaczęli wchodzić na wschody.... Kucharka, nie śmiejąc iść za nimi, posunęła się tylko na posterunek obserwacyjny taki, aby mogła widzieć, czy idą na pierwsze piętro... czy na górkę. Minęli pierwsze... zaraz i poszli daléj.
Cisza głucha panowała w kamienicy... z dołu słychać było tylko, jak Dygas swoim kluczem odmykał mieszkanie pana Kaliksta.
Słysząc to kucharka zbiegła do majstrowéj, ścisnęła ją mocno za rękę, głowę podniosła ku górze, a sama pospieszyła do kuchni. Nie wypadało jéj z żadną plotką występować, ale wzdychając i pokaszlując poczęła się przechadzać po kuchence, a że tuż był pokój pani Małuskiéj, wywabiła ją z niego.
Ciocia wyszła do niéj zobaczyć, co się dzieje; — poznała zaraz z miny służącéj, iż coś się przytrafiło, o czémby powiedzieć miała ochotę, gdyby była zapytaną. Stanęła przed nią... Kucharka pokiwała głową i palcem wskazała na górę.
— Co? spytała Małuska...
Ta schyliła się jéj do ucha.
— Policya — trzech...
— Gdzie?..
— U pana Kaliksta na górze...
— A on?
— Nie ma go...
— A jakże weszli?
— Kazali Dygasowi otworzyć.
Małuska załamała ręce. Żywa i ciekawa sługa natychmiast, spełniwszy, co ją korciło, wybiegła dla dalszych obserwacyi.
Stanęła tą razą na dole... pod wschodami wiodącemi na pięterko, ale w téj chwili przyszło jéj na