on sam bodaj nawet nie wiedział o te czasy, służyło mu niezgorzéj: ekonom dawał czasem śniadanie, ekonomowa gruszkę lub jabłko, słudzy to, czego sami zjeść nie mogli: z wyżłem legawym, faworytem, pożywał reszty pańskiego stołu.
I dziwne są sprawy losu: gdy pańskie dzieci chuchane, karmione, pielęgnowane, wyglądały chérlawo, blado, skrofulicznie; chłopiec bosy, goły, sypiający w popiele, pasający gęsi w wolnych chwilach, był zdrów, rumiany, silny, wytrzymały i nad wiek roztropny. Biéda bywa czasem doskonałą guwernantką, i choć ostrą, ale skuteczną matuchną.
Jednego razu, gdy z gęśmi, wieczorem, tryumfalnie wchodził dzieciak na dziedziniec, jegomość siedząc w ganku z kwestarzem bernardyńskim nad lampeczką miodu, pokazał mu go śmiejąc się.
— A wiész, Ojcze Serafinie, co to za zacz ten bęben?
— Ze wsi siérota, pewnie — odpowiedział O. Serafin.
— Sierota, toście zgadli; ale nie ze wsi.
— A zkąd?
— No! dziwne są czasem zrządzenia Boże, wszakci to dobréj staréj, szlacheckiéj rodziny potomek.... ale mu wszyscy wymarli i majątek poszedł
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.