Marek grzecznie się skłonił; nie był od tego: zawsze się bez kupowania owsa obeszło.
— Mam zaszczyt przedstawić się panu: Marek Hińcza, daleki krewny Łowczego, pana Marka Hińczy z Rogowa.
— A jakże, znam! znam! wiem. Wszakcito i bodaj, czy i nie w koligacyi będziemy. Słyszałeś kiedy o Cibarzewskich, hę? pieczętujemy się murzyńską głową... Cibarzewo do dziś dnia w rodzinie naszéj, leży w ziemi Bielskiéj. A oto co widzisz ten dwór mój, to Wólka Cibarzewska. Jestem Wojski Cibarzewski, do usług; prababka pana Łowczego ni fallor była Cibarzewska, a Hińczównę, ale z Zadasia, miał mój dziadek.
— A to ja właśnie piszę się z Zadasia — zawołał Marek.
— Jak z Zadasia, kiedy ono z imienia wyszło?
— Za rodziców moich, albo raczéj za czasu mojéj małoletności, żeby nie Łowczy, byłbym się zwalał, bo mnie siérotą zostawili, a źli ludzie zabrali ostatki.
— Proszę! proszę! otóż fatum: człek na promie stoi wyglądając kogo Bóg ześle, a tu właśnie swój. Chodźże tu, chłopcze, niech cię uściskam.
Z należną rewerencyą zbliżył się Marek do
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.