na go weźmie, wyrozumiałem ją, i cóż będzie naówczas, co?
Łowczy miał oprócz pedogry, dwie tylko choroby: miłość ślepą do Marka i nienawiść ku wszystkim Kocom i ludziom z Witowa. W sercu jego niewiadomo co działało silniéj: przywiązanie do wychowańca, czy niechęć dla kobiéty znienawidzonéj i nad wyraz wszelki dlań wstrętnéj. Na samo przypuszczenie takiego związku, Łowczy prawie od pamięci odszedł: rzucił się w tył fotelu i Krukowi nakazał milczenie.
— Ani mi ty o tém mów! bo mnie ubijesz! powiadam ci, ubijesz. To nie może być i nie będzie.
— Ale radźże jeśli chcesz, żeby nie było! — zawołał Kruk.
— Prosta rada: jedź waćpan za nim z rozkazem, aby mi powracał. Baba intrygantka chętnie razem młokosa sobie weźmie i mnie ubije. Nie idzie tyle jéj o chłopca, co o wyrządzenie mi piekielnéj krzywdy i boleści. Nie! nie! — zakrzyknął miotając się silnie Łowczy — tego nie dopuszczę, na to nie pozwolę, użyję wszystkich sprężyn. Bierz jegomość pieniędzy, bierz ludzi, sprowadź mi go tu gwałtem, jeśli inaczéj nie można. Związać go w kij i na wozie przystawić do Rogowa.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.