Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

romansowéj przygody, zwłaszcza zważywszy zakończenie; ale gdy pani Kocowa z domu odebrawszy potrzebne pieniądze i rzeczy, daléj puściła się w drogę ku Warszawie, ten sam los nieszczęśliwy ścigać się ją zdawał w podróży.
Rzadko się trafia obywatelem ziemskim (styl urzędowy, jak gdyby byli inni obywatele niebiescy) bezkarnie minąć miasteczko, tak, by ich służba wiejska, pozbawiona długo rozrywek i delikatesów miejskich, pokusom miodu, wódki, nalewek, śledzi świeżych i obwarzanków, oprzeć się potrafiła. Chociaż pani z Witowa była hic mulier i ludzi swych trzymała w ryzie, zawsze oni u niéj więcéj byli rozpuszczeni, niż bywają po innych dworach, w których czują dłoń męzką nad sobą. Przebywszy taką przygodę z rozbójnikami, jaka się im trafiła, ludzie Starościnéj zmuszeni byli zdawać z niéj ciekawym relacye; powtarzali je, każdy z właściwym sobie talentem tyle razy, że w gębie im zasychało. Częstowano: nie ma nic niebezpieczniejszego w trunku nad początek pierwszy, człowiek potém brnie z kieliszka w kieliszek, z heroizmem jakimś, wystawiając się na następstwa, na które narazić mogą libacye, kieszeń, głowę, a nawet plecy i państwo sąsiednie. Słowo w słowo tak się stało ze dworem Starościnéj. Woźnica był nowo przyjęty, nie znał dobrze ani pani,