Stało się to w późniejszéj nieco godzinie niżeli obiadowa, w dniu po przybyciu pana Marka do Wólki następującym. Nie ma nawet o tém mowy, że zebrawszy wesołe grono gości, zacny pan Wojski nie wypuścił ich od siebie tego dnia, koła kazał pozdejmować i jeszcze nazajutrz całe towarzystwo pomnożone o jedną osobę (szlachcica z Podlasia jadącego w Krakowskie po spadek) na obiad zostać zmusił.
Obiad, z którym pani Wojska wystąpiła tak, iż jéj i córkom starszym prawdziwy zaszczyt przynosił, (odznaczał się szczególniéj leguminą cytrynową) nieco się opóźnił, ale wszyscy już byli poza przedmową zupy i pierwszym rozdziałem sztuki mięsa, gdy sługa oznajmił, że proporzec się porusza.
Wojski w takich razach, choćby od pieczystego wstawał, a dom był nawykły do tego, iż przybywającemu tarde improwizowano obiadek, pewne potrawy naprędce robił kucharz doskonale. Bulion rozpuszczony z kaszką drobną na początek, pekefleisz na sztukamięs, naleśniki z powidłami lub z jabłkami, z dodaniem kurczęcia, które tylko co po dziedzińcu chodziło, stanowiły obiadek ów wcale znośny, a po podróży wydający się delicyonalnym.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.