— Czołem pani Starościnie dobrodziejce!
— A kogóż mam honor..
— Wojski Cibarzewski, do usług!
Odchrząknął.
— Pozwoli mi pani Starościna przemówić w nader ważnéj sprawie.
Starościna milczała zdumiona.
— W historyi wszystkich narodów i nacyi czytamy, iż pewne obyczaje miejscowe zawsze były w wielkiém nawet u obcych poszanowaniu. Tak Grek ciekawy między Scytów zapędzony... tak barbarus w Rzymie goszczący, miejscowe obrzędy a consuetudines, miał w należnym respekcie. Więc u wszystkich żyły tam i trzymały się owe tradycye wiekowe, które świat nasz jeszcze podpierają. Acz Wólka Cibarzewska mało światu jest znaną, acz kątek, to jest do rozgłośnéj sławy nie roszczący sobie prawa; wszakże od czasów bardzo dawnych obyczaj się w nim utrzymuje, któremu przybywający na territoryum są posłuszni. Jam stróżem jego i tłómaczem. Obyczaj zawisł na tém, że nikt z tych których losy niosą przez ziemię moją, nie minął jéj, żeby pod słomianą strzechą nie przełamał z nami bożego chleba. Spodziewam się, iż JW. Starościna raczy téż poszanować obyczaj i do dworu zajechać!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.