tylko dwie ma; a kto się jéj dostanie, mieć się będzie zpyszna.
— Alboto ja o niéj myślę? — ruszając ramionami odezwał się Marek — albo to mi ona jedna w świecie? czym taki łakomy na Witów i... Gonić się ja za nią nie będę.
— A jeśli ona za waćpanem pogoni? — rzekł Kruk — hę? Baba, aby sztukę spłatać Łowczemu, gotowa... potém z jegomością per fas, per nefas da sobie rady, choćby przyszło i rozwód zapłacić.
— Dajże-bo mi jegomość pokój ze swemi strachami! — rozśmiał się Marek — ja się i samego dyabła nie zlęknę; to darmo, témcibardziéj baby, choćby od niego była gorszą. O moją skórę idzie. Moja rzecz, co zrobię: dajcie mi pokój.
Kruk widząc że mu się prawie wymyka, wziął go pod rękę.
— Czekaj, słowo — odezwał się — słuchaj rady mojej: wracaj do Rogowa; wracaj póki czas. Łowczy już po waszmości tęskni; kto wié: co być może? kto wié? lepsza to niż Witów gratka...
Marek głową pokiwał.
— Albom łakomy na gratki, myślicie? — odparł — mam w trzosie sporo żółtobrzuchów, mam młodość, mam swobodę; zdrów jestem, silny, świat otwarty: czy się to ludzie nie dorabiają, czy ja się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.