téż nie mogę dorobić! Alboto mi tak bardzo tęskno za bogactwy, sądzicie, żebym dla nich młodość marnował.
Nie było już z nim co gadać, puścił go téż stary, milcząc, bo znał to dobrze, iż upierającego się chcieć złamać, często go się wbije głębiéj tylko w upór. Potrzebował się téż namyślić, co daléj poczynać, nie mogąc tak na przegranéj poprzestać.
Marek się na pięcie wykręcił: powoli poszedł ku dworowi i wcisnąwszy się do salki, przy pierwszéj świécy list Łowczego odczytał.
Pismo, ręka, słowa, wszystko dowodziło, że stary go kochał, że powrotu pragnął; Marek się przecież tém nie wzruszył: zamierzył odpisać z respektem i nic więcéj.
I gdy Kruk wszedł na czytanie samo, śledząc skutków, szepnął mu Hińcza:
— Podjąłeś się pan listów, myślę, że i odpowiedzi nie odmówisz przyjąć, bo pewnie wracasz do Rogowa.
— Ja? — spytał, ruszając ramionami Kruk — ja? z pełna nie wiém jak się obrócę i odpowiedzi się nie podejmę: ty lepiéj z nią sam ruszaj.
— Znajdęć posła! — lakonicznie zamknął Hińcza, chowając list do kieszeni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.