Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

— Być może! — odezwał się Marek. — Dlatego ja się sam odprawić wolał z całéj przygody na gościńcu, a z wczorajszego spotkania przypadkowego na Wólce Cibarzewskiéj, zostało mi tylko...
Błysnął pierścieniem.
— Jakto? — zdumiona spytała panna Klara — ona waćpanu dała?
— W zamian za inny, który ja z worka zbójcy zabitego, ofiarować się jéj ośmieliłem.
— A więc to były zrękowiny: i kiedyż wesele? — i uśmiechnęła się Klara. — Nie wiedziałam, że tak dobrze trafię, pytając się was o moją krewniaczkę Starościnę... Powtarzam: kiedyż wesele?
Marek popatrzył na piękną pannę; westchnął.
— Gdybymci ja tego pragnął — odezwał się — nie odjechałbym pani Kocowéj.
— Srogi bałamut jakiś z waćpana! — zawołała śmiejąc się panna — nie pierwszy to pewnie pierścień i nie ostatni; ale kto ich wiele ma, jakby żadnego nie miał.
— Mam tylko jeden — rzekł Marek — a i ten, gdybym na piękny paluszek mógł włożyć, wolałbym go na nim, niż na moim.
To mówiąc, zdjął pierścień i podał go pannie Klarze, która cofnęła się oburzona, ale