Wąż wziął pod rękę Marka, podprowadził go do panny Klary i rzekł:
— Przedstawiam siostrze dobrodziejce, dzierżawcę Surynowiec; półtora tysiąca talarów kładnie na stół, na niewidziane i prosi dziedziczki o łaskawe względy.
Panna Klara spojrzała zdumiona.
— Ależeście się panowie uwinęli! — zawołała. — Wprawdzie moim opiekunem jesteście, ale może się godziło spytać o zdanie kobiéty... A gdybym ja Surynowiec puścić sobie nie życzyła?
— Ha! no, to Saczko mu puści Maczki i zostanie zawsze z nami.
— Jużciż jabym bez woli pani majątku jéj nie wziął — szepnął Marek.
— Posłuchajcież mnie! — odezwała się Miecznikówna ze stanowczością wielką — z wielu względów wolę, aby pan Hińcza wziął Maczki; nie trzeba ludzkim językom dawać karmi: mielą one i bez tego.
— Jak wola i łaska — rzekł Marek — ale nie jest pani przeciwną bym Maczki dzierżawił?
— A cóż to do mnie należy? — odpowiedziała panna ruszając ramionami — bierz sobie waćpan powiat cały... tylko nie moje Surynówce.
— Prawda, że hic mulier — szepnął Wąż — ale kto ją wié? rozumniejsza może odemnie. Jużto
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.