ten, co się z nią ożeni, gdyby mózgu mu zabrakło, znajdzie go w domu.
W ten sposób tedy, Marek Hińcza został tego dnia dzierżawcą Maczek.
Pieniądze Łowczego starczyły na zapłacenie dzierżawy, a zdobyte na zbóju, posłużyły na ekwipowanie się i zagospodarowanie.
Nazajutrz rano z Saczkiem pojechali zobaczyć Maczki.
Wioska była dobra, co się zowie, ale poznać łatwo mógł nowy dzierżawca, że w niéj oddawna nikt nie mieszkiwał. Byłci tam dwór stary, ale przez ekonomów niechlujnie utrzymany; był i ogródek zarosły; było wszystko co trzeba dla żołądka i worka, tylko tego co dla duszy i oka, brakło.
Marek się tém nie zraził, boć to się robi pracą i sercem, a do tego, jak mówiono w owe czasy, królewszczyzna nie ojczyzna (drugiéj połowy nie dopowiemy, bo trąci odpowiedzią gwardyi pod Waterloo), dzierżawa téż nie wieczność, aby przeżyć na niéj.
Maczki były w położeniu cale piękném: stare dworzysko całe w lipach na pagórku, dołem rzeczka...
Zielone łąki dokoła, tylko z jednéj strony, pola przytykały do gumien.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.