się nie ożenił, choć jesteś stary i niedołęga, a nie możesz na niewieści urok być obojętnym. Nie byłbyś chyba człowiekiem.
Łowczy pomruczał.
— Cóżto, Starościnabyś chciała proces w galanteryi utopić?
— Ależ waszmość o procesie zapomnij!
— A tak! tak! dobrze to wam mówić: zapomnij! ale mnie od niego skóra boli; ale on mnie kilka tysięcy dukatów kosztuje, ale jéjmości chłopi ot tu mi siedzą... ale ja swego darować nie mogę.
— Ani ja! ani ja! — zawołała Starościna — urazy urazą, a szkody coście mi nawyrządzali?
— A wy mnie? a kto pierwszy zaczął? — zapytał Łowczy — a w procesie: czy to ja pierwszy od szkalowania, potwarzy i infamij zagaiłem? Cościeto na mnie psów nawieszali? to ja miałem znosić i jeszcze w rączkę całować?
— A gdybyś pan Łowczy był przyjechał dla porozumienia i tę rączkę, patrzaj, że niczego (pokazała mu ręce, a Łowczy z oburzeniem się cofnął) i tę rączkę pocałował i żądał zgody... czy myślisz, żebyśmy jéj dawno nie zrobili?
— Ale ja nie chcę zgody! mnieście zaleli za skórę, mnieście własność zagrabili; ja do upadłego bronić się będę! ja nie daruję!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.