chciwie. Wino było do głowy idące, mocne: dobrano umyślnie upajające. Dla innych gości nalewano tak zwane francuzkie stare, a tegoż samego koloru stary w istocie węgrzyn był przygotowany dla Łowczego.
Na podszołomienie i humor pewnie rachowała wiele pani Kocowa.
Jużto się tak raz trafiło u nas, że kawalera ledwie przybyłego do domu, gdy był pożądany, jednego wieczora z panną zaręczono, o czém nazajutrz z pierścionka się tylko mógł domyśleć; a potém w tydzień tańcowano na weselu.
Tu ze starym, wytrawnym człowiekiem, droga do przebieżenia była wielce trudniejsza, ale od czegóż niewieścia odwaga?
Z drugiéj strony Starościnéj siedział Marek.
— Wiesz waszmość co? — szepnęła mu — widzę bierzesz się do Klary na seryo; będziesz wkrótce pierścienia potrzebował... mój ze szmaragdem nic potém... a wasz z soliterem samo prawie. Naści go, daj mi mój, i będzie kwita.
— Pani Starościno! — rzekł — szmaragd chętnie zwracam, jak skoro pani może być potrzebnym (bo ja to tak rozumiem), ale solitera nie wezmę, bo jakby Bóg dał się zaręczyć, to choć tombakowym będę miał odwagę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.