Mało siedział w domu, gospodarzył jeszcze mniéj: jeździł od komina do komina, i zawsze był myśli wesołéj.
W tych wędrówkach za ożenkiem, bo się z tém nie taił, zajechał do Witowa, do Starościnéj; z razu wybornie przyjęty, zaszłapał szkaradnie: zakochał się, oświadczył i dostał odkosza.
Kto inny byłby sobie z nim poszedł, tylko nie Downar.
Uczepił się do Starościnéj, oświadczył, że z każdym, co o jéj rękę starać się zechce, będzie się bił do upadłego: słowem, nieustraszoną niewiastę wyląkł.
Do pozbycia się go, Starościna oświadczyła, że dlatego tylko mu odmawia, iż wcale iść za mąż nie myśli; gdyby zaś zmieniła zdanie kiedykolwiek, pewnieby lepszego wyboru nad Downara uczynić nie mogła.
Myślała, że raz odpaliwszy go tą sztuką, doczeka się tego, aby Downar się ożenił i o niéj zapomniał. Tymczasem dawném szczęściem jeździł on zawsze po dworach, bałamucąc wdowy, panny, a potrosze i mężatki, ale do ożenku nie przyszło.
Odprawienie Downara swojego czasu, było szeroko rozgłoszone: wiedział o niém Kruk i cichuteńko pojechał do Kurzyłówki. Jedna była biéda tylko,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.