Kruk wielce zręczny, dużo nakluczył, póki doszedł do tego, do czego chciał.
— Zapomniałem — rzekł — jednéj nowiny ważnéj: wszakto Starościna z Witowa idzie za mąż.
— Kocowa! hę? to nie może być!
— Jakże nie! zaręczona!
— Z kim, u dyabła?
— Ze starym Łowczym Hińczą.
— Pleciesz! oni się mało nie pozajadali.
— A teraz małżeństwo procesowi koniec kładzie.
Tu począł szeroko i długo wykładać Kruk jak do tego przyszło.
Downar słuchał milczący. Napili się wódki raz i drugi.
— A kiedyż wesele, nie wiecie?... — spytał w końcu.
— Myślę, że rychło, bo stary niéma czasu do stracenia.
— Hm! — zawołał Downar — czy ty wiész, że to na moje koło woda, i że ot tak, przypadkiem, oddałeś mi przyjacielską usługę, zawiadamiając o tém.
Kruk udał, że nie wiedział o niczém.
— Ja mam słowo Starościnéj! — zawołał Downar — byle noga wydobrzała, jadę i kładnę inhi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.