patrzyć kompanii z pań i kawalerów z cudzoziemska przebranych złożonéj.
Dwór był liczny: bo i woźnice i kuchnia i lokajów kilku w barwie niebieskiéj z białem i dworzan młodych para się kręciła i smycz chartów było widać i kilka koni jezdnych.
Przed namiotem bonończyk i tarant duński postrzegłszy podróżnego, siadłszy na tylnych łapach, ujadali.
Marek wpatrzywszy się bacznie, dostrzegł jegomości w białéj peruce, już nie młodego, jéjmość w podróżnéj sukni, ale bardzo strojną, i panienkę, która zdala wydała mu się bardzo zręczną i pięknéj postawy. Oprócz tego był Labuś w czarnéj krótkiéj sukience i jedwabnych pończochach i trzewikach z klamrami; karlica, która psy starała się uspokoić.
Znać przygoda pana Marka nie uszła téż baczności osób zebranych pod namiotem; jedna z nich dobyła długiéj wysuwającéj się lornety i z kolei wszyscy przypatrywali się zakłopotaniu Wawrka i ruchom dosyć gwałtownym Hińczy, który był témbardziéj zły, że niezmiernie głodny.
Wawrek opatrzywszy pogryzione żłoby, po których nie było co zresztą zasypać, zaprotestował
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/269
Ta strona została uwierzytelniona.