tach: starała się wybadywać Marka, objaśniła mu to, o czém nie miał dostatecznych wiadomości: słowem była dlań nadzwyczaj dobrą i milą. Marek téż coraz ją znajdował przyjemniejszą, zakochać się w niéj nie mógł przy najlepszych chęciach i największych ułatwieniach, przy młodzieńczéj nawet do tego afektu skłonności; ale zbliżył się przyjacielsko, bratersko, co ona zdawała się przyjmować wdzięcznie.
Co dziwniéj, stosunek ten rodzicom nie wydawał się zdrożnym, ani niebezpiecznym, gdyż sami zbliżyć ich usiłowali.
Dlaczego Wojewoda wysłał jednego z dworzan zaufanych do Rogowa, z listem do Łowczego i jaką od niego otrzymał odpowiedź, o tém nikt nie wiedział. Ale po nadejściu jéj, stosunki pana Marka w domu, jeszcze się stały przyjaźniejsze.
Tak powoli nawykł do Trzcinnéj i już się nieomal uważał jak w domu.
Atmosfera téj rezydencyi cichsza i spokojniejsza od tych, do których był dotąd nawykły, oddziaływała powoli nieco na jego charakter żywy, ale do lenistwa przedziwnie usposobiony. Podobało mu się to, że nic robić nie potrzebował, o niczém myśléć; że w danéj godzinie przychodziło jedzenie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/280
Ta strona została uwierzytelniona.