Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

tak przyjazném tu przyjęciu, waćpanu myśl przyszła starać się o wojewodziankę?
— Mnie! ależ ja nieśmiałbym na nic podobnego się ważyć.
— Dlaczego? dlaczego? — zawołał Labuś — gdybyś się tylko pannie podobać umiał.
Marek się rozśmiał.
— Ale to być téż nie może!
— Wszystko być może — dodał ksiądz — miéć trzeba ambicyą i odwagę.
— Na drugiéj mi nie zbywa — rozśmiał się chłopiec — ale pierwszéj całkiem braknie.
Ksiądz się rozśmiał.
— Ja prawdziwie dziwiłem się i wydziwić nie mogę. Pamiętam moje młode czasy, w świeckim stanie, gdybym jak wy codzień miał szczęście obcować z tak wykształconą osobą, głowębym stracił i jednego poranku padłbym na kolana.
— A o południu odebrałbyś jegomość rozkaz opuszczenia rezydencyi.
— Nie sądzę — rzekł ksiądz — nie sądzę. Kto to wié. Audaces fortuna juvat, często się śmiałkom udaje. A tu są okoliczności sprzyjające wielce: wiek, niezbyt dostępna dla ludzkiego oka piękność, no... i przyjazne usposobienie.