Łowczy z oburzeniem się cofnął, Kruk pokłonił się i wyszedł.
Rozmowa ta wszakże nie pozostała bez skutku.
Wstał nazajutrz pan Hińcza zamyślony głęboko, z gorszą pedogrą, niż była... chmurny, smutny, do Wężowna na obiad nie pojechał i kazał przeprosić.
Z południa przybyła Starościna i na chwilę horyzont się rozjaśnił, ale po jéj odjeździe Łowczy powlókł się do sypialni w gorszym jeszcze humorze, kazawszy zamiast wina zrobić rumianku. Byłto specyfik jego na wszystkie boleści, bo wedle teoryi pana Hińczy, co do jednéj, pochodziły one z żołądka.
Rumianek go pokrzepił.
Wieczorem Kruk na pociechę przyjechał grać, ale już nie w warcaby: siedli do maryasza na zdrowaśki.
Kruk był nadto wielkim politykiem, żeby draźliwą kwestyę zaczepił, czekał spokojny, aż ona przyjdzie na stół.
Jakoż Łowczy zadając ze czterdziestu, rzekł wkrótce:
— Asindziéj mnie wczoraj takiego klina zabiłeś w głowę, żem calutką noc nie spał: niech cię kaci rwą! Cały jestem powarzony.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.