— Święci się co innego! — zawołał Kruk — alem ja dawno wiedział, że to inaczéj być nie może. Gdzie mąż stary, żona młoda: każe czepiec, słucha broda. Toć to przecie stare przysłowie, a przysłowia nigdy się nie mylą.
— Ale ba... to ja mam pójść w niewolą i nie pisnąć — rzekł Łowczy — a po co jéj młodzi oficyaliści? Słyszałeś aspan, młodzi?
— Nieczysta sprawa — dodał Kruk — tylko mnie dziwi, że ona tak już pewna swego, zawczasu waszmości prawa dyktuje.
— Przyznam ci się, Krusiu, żem dzisiejszego dnia zgłupiał: co tu począć?
— Mój dobrodzieju! — odparł przyjaciel — rzecz w świecie najprostsza: napisz do niéj list, że się na siłach nie czujesz.
— Ale ja się czuję! — podchwycił Łowczy — byle trochem się podkurował.
Zamilkli: Łowczy wzdychał.
— Co ty na to? — spytał po namyśle.
— Próżno bałamucić, chcesz żyć i być spokojnym, odeślij jéjmości pierścień; napisz list, każ konie zaprzęgać: jedź do Rogowa i kwita.
— To mnie pozwie?
— Z czego? za co?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.