Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.

— Asindziéj nic nie wiesz? myśmy podpisali intercyzę pod ogromnym zakładem, ktoby jéj nie dotrzymał. Ja myślałem, że ją złapię, a to ona mnie pochwyciła. Jabym straszne grzywny zapłacić musiał!
Kruk ręce załamał.
— A cóżci téżto Łowczy zrobił! stary wyga? doświadczony!... i takie zmalować głupstwo.
— Intercyza formaliter, przy świadkach podpisana — westchnął Łowczy.
— A niech-że cię! niech-że cię! to dopiero ćwik!
Łowczy pokiwał głową.
— Sprocesuje mnie i wygra.
— Duży zakład?
— Sto tysięcy, mospaneńku! to piechotą nie chodzi — rzekł Łowczy.
— No! — zawołał Kruk — gdyby na mnie Pan Bóg takie obałamucenie dopuścił, wolałbym sto tysięcy zapłacić, niż sobie panią wziąć na kark.
— A waszmość mi ją swatał!
Po chwilce ozwał się Łowczy:
— Gdyby choć wieży walić nie chciała, do kassy się nie dobierała i nie obiecywała młodzieży sobie szukać na oficyalistów!
A po chwilce dodał z impetem: