Poszli spać Kruk i Łowczy, napiwszy się do poduszki, prawie nie mówiąc słowa do siebie.
Podróż do Rogowa była smutna, deszcz lał całą drogę, a w domu znaleźli dwór rozbity i pustki straszne, ale pod wieczór wszystko już było w należytym porządku.
Łowczy powrócił do dawnego życia, sto tysięcy wyliczywszy zaraz bez oporu, aby było cicho i żeby się zeń ludzie nie śmieli.
O téj przygodzie swojéj, już potém nigdy ani sam nie wspominał, ani sobie komu mówić dawał.
Na pociechę dla pana Mikołaja przyszedł najprzód list poufny od Wojewody, rozpytujący o Marka, aż w ślady za tém i powtórne odezwy z Trzcinnej, iż się już z wojewodzianką zaręczył.
Wielkie było podziwienie i radość starego.
— A to, mospanie — rzekł do Kruka — chłopiec osobliwsze ma szczęście. Kiedym go pod murem klasztornym siedzącego, za ucho pociągnął, no! ktoby się był tego spodziewał, że on wyjdzie na zięcia senatora; ba, teraz wierzę, że i sam dostanie krzesło. Ten się w czepku urodził! nie ma co mówić.
— Ale asindziéj nie wiész, że wojewodzianka ospowata, nie ładna i nie młoda.
— A co to znaczy! — ofuknął Łowczy — na to on młody i gracz! Jemu wszystkie kobiéty powin-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/318
Ta strona została uwierzytelniona.