— Koń, wałach siwy, sześciolatek od Zulejki: wytrwały i ognisty razem.
Spojrzał: Marek słuchał, stojąc pod piecem.
— Pod kozaczka deresz w siódmym roku, nazwany Muraszką. Do siwego, kulbaka wygodna z trokami i olstrami, z rzędem i przyborem; na deresza, terlica z kozackim rzędem. Garderobę jaka jest, lub co z niéj zabrać się da, sam sobie jegomość wybierzesz; a ja dodaję delię rysią, moję własną, jako dobrze bardzo zakonserwowaną.... z pod serca. Na mnie ona teraz nieco szczupła, ale poznasz w zimie co ryś znaczy, bo ciężaru nie czuć, jak piórko, a grzeje szelma jak piec; z innych bestyjstwa siérć lézie, a z tego włosek nie wypadnie: bo gdyśmy polowali na te rysie, pamiętałem dobrze zaraz po zabiciu, ziemią przysypać i tak trzymać aż w ziemi zastygli.
To co do delii. Drobny sprzęt: flasza kuta i czaszka srebrna z Najświętszą Panną węgierską na dnie, stoją w pogotowiu: w drodze i to potrzebne.
A! jak mi Pan Bóg miły, trudno by ojciec rodzonego syna troskliwiéj ekwipował nademnie. Trzysta czerwonych złotych daję, oprócz talarów na rozchód. Czegóż jeszcze chcieć!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.