Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak widzicie — rzekł drugi kawalerzysta — my tu z głodu w karty gramy, ostatnie dwa jaja spożyliśmy przed godziną; wódka śmierdząca, więc choć trawę gryźć.
Marek acz niezbyt gościnny zwykle, przypomniał flaszkę i kiełbasy.
— Hej! — zawołał — gdybyście nie odmówili panowie, mam z domu gdańską i kilka kółek kiełbas wędzonych, kołacz się téż aby jeden znaleźć powinien.
Skinął na Wawrka, a Wawrek był roztropny jak mało, nie przestając koni wodzić, bo po takiém zmachaniu, postawić ich nie było sposobu przy żłobach; rozplątał troki, wydobył zapasu i podał Markowi. W kieszeni była czarka z ową N. Panną; dobyto korka:
— Gdański nektar! W ręce panów! — Smakował jak istna ambrozya. Zjawił się po nim nie wchodzący w rachubę kawał piernika, potém bułka i kiełbasy. Wódkę dla saméj suchości tych materyałów, po kilkakroć ponawiać było potrzeba. Już wtedy i bez wzajemnych rekomendacyj obejść się było można.
Starszy towarzysz zwał się Niewstępowski, (rodzina ta téż dawniéj mieszkała w Łomżyńskiém jak Krucy); młodszy Strzembosz był z domu Ja-