Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Był przecię czas, gdy wielbiłeś Izę?
— Dopókim się nie przysiadł do niéj i nie rozmawiał z nią... przerwał Herman.
— Więc w kimże to nowe zakochanie?
— Mnie się zdawało, że ty powinieneś odgadnąć! Oszczędziłbyś mi upokarzającego wyznania, bo osoba... osoba...
— Cóż? zamężna? z oburzeniem zapytał Sylwan.
— A! nie! nie! niecierpliwie rzekł Herman, uderzając ręką o krawędź łóżka — jakżebyś ty nic nie zgadł!
— Ja bo nie mam daru zgadywania — uśmiechając się począł Sylwan — a najmniéj mógłbym się domyślać przedmiotu miłości takiego zapalczywego młodziana jak ty, który co kilka dni innemn obrazowi się kłania.
— Niestety — co teraz to podobno miłość na seryo!
— A! na seryo — słucham więc i bardzom ciekawy...
— Byłeś w Teatrze? widziałeś Violę w rolach naiwnych dziewczątek?
Sylwan zmieszał się jakoś i zarumienił, lecz niepostrzeżenie dla brata; skinął głową nie chcąc się może zdradzić głosem, i mruknął:
— Tak — tak.
— Gdym ją po raz pierwszy zobaczył, podobała mi się, no — ale tak jak ładne dziewczę, młodziuchne a świeże podobać się może. Zapaliłem się do twarzyczki, buziaka i oczek. Po sztuczce, w któréj grała